Centrum TDU i gier samochodowych

Powrót do Przeszłości - ToCA Race Driver, czyli nowe otwarcie

Producent: Codemasters
Dystrybutor: Codemasters
Data wydania: 28.03.2003 (PC)
Platformy: PC, PS2, XBOX
Gamerankings: 77,8% (PC)

Ostatnie lata dwudziestego wieku ugruntowały pozycję Codemasters, jako producenta gier wyścigowych, dzięki bardzo ciepłemu przyjęciu serii TOCA i Colin Mcrae Rally. Nie dziwi zatem fakt, że kiedy w połowie 2001 roku świat po raz pierwszy usłyszał o kolejnej odsłonie wydawanej na nową generację konsol, oczekiwania wobec gry były całkiem spore, a twórcy dodatkowo je podsycali, obiecując rewolucję w całym gatunku. Wiele słów padło na temat sztucznej inteligencji, świetnego modelu zniszczeń, czy też i fabuły, dlatego też producenci określali ich nadchodzące dzieło mianem CaRPG. Pierwsi te deklaracje mogli sprawdzić posiadacze Playstation 2 w sierpniu 2002 roku i choć było w nich sporo przesady, to tytuł został przyjęty całkiem ciepło, a parę miesięcy później grę mogli spróbować posiadacze blaszaków i Xbox’ów i właśnie nad tą wersją się tym razem pochylimy.

Gry motoryzacyjne są prawdopodobnie ostatnim gatunkiem, po którym spodziewamy się jakieś dobrej historii. To znaczy oczywiście, że pojawia się jakaś otoczka fabularna, aby wczuć się w wykreowany świat, czy żeby dać graczowi motywacje i wyznaczyć cele, ale i to konsekwentnie omija wyścigi torowe, w których wygrywanie kolejnych zawodów i ściganie się coraz szybszymi autami jest celem samym w sobie. Toca Race Driver jest pod tym względem wyjątkiem, gdyż tutaj osią gry jest właśnie historia młodego, aspirującego kierowcy Ryana Mckane’a, który jednak musi najpierw wyjść z cienia swojego bardziej utytułowanego brata i ojca, który zginął na torze przed laty. Sytuacji nie ułatwia również to, że ktoś ewidentnie stara się mu zaszkodzić zza kulis. Fabuła jest przedstawiona za pomocą filmików na silniku gry i częściowo dostosowują się do tego, jak radzimy sobie na torze, a wydarzenia fabularne mają swoje odzwierciedlenie w rozgrywce, więc kiedy jedna z postaci uległa kontuzji, nie występuje w zawodach do końca mistrzostw. Historia jednak należy do tych kliszowych, dziury fabularne są tak duże, że dałoby się poprowadzić przez nie autobus, ale może i dałoby się śledzić ją z zainteresowaniem, gdyby protagonista nie był nieśmiesznym i irytującym bucem, którego nijak nie da się polubić.

Może i umieszczenie pełnoprawnej historii było dosyć odważnym pomysłem, lecz droga na szczyt Ryana Mckane’a została w dużej mierze skopiowana z poprzednika. Znowu mamy piramidę zawodów począwszy od lokalnych serii, w których ścigamy się niezbyt szybkimi maszynami, po te bardziej znane z DTM i V8 Supercars na czele skończywszy na Mistrzostwach Świata LOLA. Udział w zawodach pod banderą niektórych zespołów jest z kolei poprzedzony krótkim wyścigiem, czy próbą czasową. Każde z tych mistrzostw ma identyczny schemat, czyli sześć wyścigów, w tym jeden dłuższy z obowiązkowym postojem w boksie (niestety brakuje kwalifikacji do wyścigu. Te jedynie w trybie własnego wyścigu). Punkty są z kolei najważniejszą walutą w tej grze, gdyż to właśnie one gwarantują awans do kolejnych dywizji. Pomimo pozornej monotonii, kariera nie nudzi zbyt szybko dzięki sporej różnorodności pojazdów, a dodatkową pomocą służą imprezy specjalne oraz pojedynki z lokalnymi mistrzami kierownicy, w których stawką są specjalne pojazdy.

Powiedzmy coś więcej o tym, czym będziemy się ścigać. Już trzecia ToCA wychodziła poza brytyjskie podwórko, lecz dopiero tutaj doświadczymy innych samochodów, niż turystyczne, co sugeruje usunięcie słów Touring Cars z tytułu. Powraca nowa BTCC, a oprócz tego twórcy mogą się pochwalić wymienionymi już wcześniej niemiecką DTM i australijską V8 Supercars z pełni licencjonowanymi kierowcami, malowaniami oraz większością rzeczywistych rund. Znacznie większa moc Forda Falcona, czy C-Klasy wymaga znacznie więcej uwagi, ale za to odwdzięcza się o wiele większymi prędkościąmi. Reszta serii jest już niestety fikcyjna, choć i tutaj na brak różnorodności narzekać nie można, a jeszcze dochodzą samochody cywilne do odblokowania w pojedynkach, a w późniejszej fazie kariery również te rodem z Le Mans pokroju Toyoty GT One, czy Marcosa Mantary.

No dobra, ale wystarczy o karierze i samochodach, bo nawet najpomyślniej zrealizowane mogą zostać zniweczone, jeśli jazda nie będzie dawała frajdy. Zanim jednak staniemy w szranki z konkurentami mamy możliwość dostosowania w pewnym stopniu zawieszenia, prześwitu, skrzyni biegów i tego typu rzeczy i wszystkie te rzeczy przetestować na torze. Pierwsze wrażenie z modelu jest… specyficzne. Nie jest to raczej adres, pod którym powinniśmy szukać jakiś mocno symulacyjnych wrażeń. Pojazdy mają w bród przyczepności i bez problemu pokonują zakręty z prędkościami nierealnymi w rzeczywistym świecie. Przednionapędówki i auta z napędem na obie osie, choć prowadzą się przewidywalnie, są mocno czułe na skręty i sprawiają wrażenie lekkich. Jednakże, dopiero kiedy wsiądziemy po raz pierwszy za kierownicą jakieś mocnej tylnonapędówki, owe przypadłości dadzą naprawdę mocno w kość, a pojazdy stają się podatne na poślizgi przy nieumiejętnym operowaniu gazem i hamulcem, co nie przeszkadza jeszcze na kierownicy, dając ogólnie pozytywne odczucia, ale schody zaczynają się, jeśli spróbujemy zagrać na klawiaturze. Pewnie niektórzy się odezwą, że jak można grać w cokolwiek poważniejszego na zero-jedynkowym kontrolerze, ale to nie do końca tak. Zwykle twórcy dają, chociaż namiastkę precyzji, gdyż wciśnięcie klawisza nie oznacza natychmiastowego maksymalnego skrętu/otwarcia przepustnicy. O ile tutaj co do skrętu została zastosowana ta zasada (do pewnego stopnia), to przepustnica jest całkowicie cyfrowa, co znacznie spowalnia na zakrętach i utrudnia opanowanie auta. Czyni to i tak niełatwą już grę jeszcze bardziej wymagającą. Niby można to tłumaczyć portem z konsoli, ale Codemasters nie miało problemu z implementacją klawiatury w Colinach, które też były czasowymi exclusivami na konsole.

Po przetestowaniu ustawień nadchodzi jednak wyczekiwany moment starcia z pozostałą dziewiętnastką kierowców. Kolejne lampki się zapalają i w końcu samochody ruszają z piskiem opon, przy czym na klawiaturze prawie zawsze stracimy dwie – trzy lokaty właśnie przez wspomnianą cyfrową przepustnicę. Pierwszy zakręt i tutaj prawie pewnym jest, że wiele elementów na stałe odłączy się od auta. Co jak co, ale komputerowi rywale zdecydowanie nie dają sobie w kaszę dmuchać. Chętnie rozpychają się łokciami w pogoni za kolejnymi lokatami, a jeśli tylko ktoś zajdzie im za skórę, nie będą mieli hamulców przed odpłaceniem pięknym za nadobne, co potrafi pozbawić szans na punktowaną pozycje. Nawet pozornie niewielki kontakt pozwala zepchnąć przeciwnika z asfaltu i to samo tyczy się nas właśnie przez wzgląd na brak poczucia bezwładności pojazdów. Jest to tak powszechne, że sytuacja na torze przypomina bardziej destruction derby, aniżeli standardowe wyścigi. Takiemu rozwiązywaniu problemów sprzyja brak jakichkolwiek kar za niestosowne zachowanie na torze.

Przed premierą Codemasters chwaliło się, że wizualizacja uszkodzeń samochodu będzie stanowić kompletnie nową jakość w całym gatunku i choć słowa o rewolucji były nieco przesadzone, to ciężko było wówczas o ładniejsze kraksy. Zwłaszcza te cięższe, gdy kawałki karoserii latają na lewo i prawo, szyby tłuką, a karoseria w dużym stopniu się odkształca. Po paru niefrasobliwych okrążeniach auto ledwo przypomina to, czym ruszyliśmy na początku. Mniejsze stłuczki niestety nie wyglądają już tak okazale, a ponadto bywają nieco karykaturalne, gdzie przy względnie nie najmocniejszym uderzeniu w tył odpada zderzak i w zasadzie tylko to. Części mechaniczne oczywiście ulegają degradacji wraz z kolejnymi razami przyjmowanymi na karoserię, lecz skutki tego odczujemy dopiero po dłuższym czasie, kiedy silnik w agonialnym stanie naprawdę straci więcej mocy, wypadnie bieg w skrzyni biegów, czy wręcz utracimy całe koło.

Na ilość torów raczej nikt nie powinien narzekać. Gracze otrzymali do dyspozycji 38 różnych aren rozsianych po całym świecie. Oprócz najbardziej rozpoznawalnych miejscówek jak Monza, Hockenheim, czy Brands Hatch, pojawią się również propozycje dla fanów amerykańskich wyścigów w postaci owalu Bristol, Charlotte, czy toru Sears Point (teraz Sonoma Raceway). Licencjonowane serie dostały własne tory, często ekskluzywne tylko dla jednej serii, więc na Silverstone pojedziemy tylko brytyjskim ,,turystykiem’’ nowego wzoru, a Phillip Island odwiedzimy jedynie za kierownicą Forda Falcona i Holdena Commodore. Pozostałe serie zostały jednak potraktowane nieco po macoszemu i pomimo tylko 6 wyścigów w jednym sezonie, może dojść do sytuacji, że pewne tory będą się w kalendarzu dublować. Trochę szkoda, ale na otarcie łez można jeździć w różnych warunkach atmosferycznych, choć wyścigów nocnych z poprzednika nie uświadczono.

To, że gra ma już 15 lat na karku zdecydowanie widać, choć wciąż można patrzeć na nią bez krzywienia się. Oczywiście, zewsząd atakuje nas kanciastość modeli obiektów, a brak antyaliasingu kuje w oczy, ale całość prezentuje się po prostu schludnie i nie ma problemu z czytelnością zarówno toru, jak i wszelkich napisów na samochodach i banerach. Przerywniki filmowe to inna bajka. Upływ czasu obszedł się z nimi możliwie brutalnie. Wygląd i animacja postaci są tak pokraczne z dzisiejszego punktu widzenia, że ciężko nie posądzać ich o jakieś choroby genetyczne. Ich reżyseria również pozostawia sporo do życzenia.

Dźwięk również został zrealizowany porządnie. Dźwiękom silnikom (z małymi wyjątkami) ciężko cokolwiek zarzucić. Pomruk australijskiej V-ósemki, czy skowyt wysokoobrotowego czterocylindrowca brzmią tak, jak powinny. Podobnie odgłosy uderzeń, pracy mechaników etc., choć są one nieco niższej jakości. Z muzyką jest ciekawa sprawa. Pomimo wykupienia piosenek zespołów Lynyrd Skynyrd i Sum 41 usłyszymy je tylko w menu po określonych momentach kampanii. Większość polskich graczy miała styczność z polską wersją językową przygotowaną przez CD Project i na jej podstawie ocenię dubbing. Ciężko uznać go za zły, większość aktorów wywiązała się ze swojej roli nie najgorzej i zostali dopasowani z reguły dobrze do postaci. Z reguły, bo Janusz Wituch jako Ryan McKane nijak nie brzmiał jak bufonowaty osiemnastolatek.

I jak wyszło Mistrzom Kodu nowe otwarcie serii? W porządku, choć efekt nie do końca był taki, jakiego by chcieli. Posiada wiele mocnych punktów: bogatą zawartość, dobry model zniszczeń, czy niezły u podstaw model jazdy, lecz wszechobecne niedoróbki i nieprzemyślane decyzje są zbyt odczuwalne, by o nich zapomnieć. Chcieli wzbogacić gatunek o nieco bogatszą historię i chwała im za to, choć nie da się ukryć, że ogólny efekt był nieco rozczarowujący. Czy można tę grę polecić? Chyba tak, spędzony przy niej czas nie powinien być czasem straconym, choć warto mieć na uwadze fakt, że nawet z tego okresu można znaleźć lepsze produkcje.

Grywalność: 7

Grafika: 7

Audio: 7

Ocena Końcowa: 7/10

Plusy:

  • Bardzo dobry wizualny model zniszczeń
  • Spore zróżnicowanie torów i samochodów
  • Ciekawie poprowadzona kariera
  • Dźwięki silników
  • Mimo wszystko, niezły model jazdy…

Minusy:

  • … Chyba że gramy na klawiaturze
  • Zbyt agresywna AI
  • Słabo poprowadzona, pełna dziur fabuła
  • Przerywniki filmowe 

 

Powyższa recenzja jest drugim artykułem przedstawiającym losy serii ToCA. Następnym będzie recenzja ToCA Race Driver 2

Seria ToCA – początki ––––––––> Powrót do Przeszłości: ToCA Race Driver ––––––––> Powrót do Przeszłości: ToCA Race Driver 2