Centrum TDU i gier samochodowych

Powrót do Przeszłości - GT Racers, czyli jak nie robić gier wyścigowych

Uwaga: W tej recenzji postanowiłem się trochę pobawić konwencją, dlatego jest bardziej agresywna od innych. Głównie za sprawą jakości produktu.

Producent: Aqua Pacific 
Dystrybutor: Oxygen Interactive
Data wydania: 05.11.2004
Platformy: PC, PS2, GBA
Metacritic: Brak danych

Przeglądając działy recenzenckie pism i portali zajmującymi się grami, można dojść do wniosku, że gry dobre i przeciętne mają przewagę nad tymi złymi. Oceny bowiem znacznie częściej osiągają wartości powyżej sześciu punktów na dziesięć. Z tego powodu wielu krytykuje recenzentów, że nie wykorzystują pełnej skali oceniania. Wystarczy jednak pogrzebać głębiej w czeluściach marketowego kosza, Steama albo PSStore, by przekonać się, że choć ekskrementy nie wypłynęły na powierzchnie, jak mają w zwyczaju, to wciąż one istnieją i jest ich mnóstwo. Niestety albo stety zręcznie one unikają oka graczy i recenzentów, przez co mało która zdobyła rozgłos Ride to Hell: Retribiution, czy Big Rigs. Kiedy w wieku sześciu lat po raz pierwszy zetknąłem się z produkcją brytyjskiego studia, już wtedy wydawała mi się ona strasznie słaba, więc można już przewidzieć, jak zostanie potraktowana, ale nie uprzedzajmy faktów.

Przed włączeniem gry trafiamy na okienko konfiguracyjne, gdzie można zmienić ustawienia rozdzielczości i to będzie jedyna rzecz, którą można ustawić od strony technicznej. W samej grze oprócz trybu mistrzostw, szybkiego wyścigu i edytora nazw samochodów nie ma absolutnie niczego. Zmiana detali? Zmiana sterowania? Wyciszenie dźwięku? A na co to komu? Pomijamy jednak tę lampkę ostrzegawczą, wybieramy trasę, samochód i to, co się dzieje potem, można opisać za pomocą trzech słów, których pierwsze litery układają się w WTF. Samochodami jeździ się strasznie. Na komendy reagują z widocznym opóźnieniem, a nawet jak już skręcą, to okazują się do bólu nieprzyczepne, przez co każda zmiana kierunku jazdy będzie się wiązała ze ślizgiem, który skończy się najprawdopodobniej na ścianie, no, chyba że mocno zwolnimy. Co więcej, nawet samo przyspieszanie wydaje się popsute, gdyż po odjęciu gazu z jakiegoś powodu obroty rosną. Dodajmy do tego jeszcze ogólną toporność i otrzymujemy jedno z najgorszych doświadczeń w prowadzeniu wirtualnego automobilu.

Model jazdy to jednak małe piwo przy tym, co wyprawia fizyka. Grawitacja jest jak na księżycu, więc pierwszy lepszy wyskok może wynieść samochód na orbitę okołoziemską. Zderzenia są kompletnie nieprzewidywalne, a samochody raz odbijają się od przeszkód jak piłki, a raz w nich tkwią, a raz się z nich zsuwają. Raz pozostają na kołach, a raz zaliczają dachowanie, podczas którego autem zaczyna miotać, jakby je szatan opętał po lekturze całego Harrego Pottera. Przy najcięższych wypadkach kamera zmienia widok z ze zderzaka (nie można jej zmienić!) na zza samochodu. Po co i czemu miało to służyć? Nie mam zielonego pojęcia. Jazda wzdłuż ścian kończy się przyklejeniem do nich kołami i można byłoby tak mówić i mówić. Sztuczna inteligencja z kolei jest głupsza od stojącej na oknie paprotki. Jadą ciągle tą samą, utartą ścieżką i kompletnie nie zważają na współzawodników. Wystarczy jednak, że coś zaburzy ich tor jazdy i od razu wariują, wbijając się na ściany, słupy i siebie samych. Nawet na najwyższym poziomie trudności jeżdżą gorzej niż Vadim Kogay pod wpływem alkoholu i narkotyków.

Do dyspozycji oddano nam niezbyt imponującą liczbę jedenastu samochodów. Nie posiadają one rzeczywistych nazw, ale wprawne oko powinno rozpoznać chociażby Ferrari F50 albo Hondę NSX. Cechą wspólną tych wszystkich aut jest ich prędkość, a raczej jej brak. Pomimo że większość z nich oparta jest o najszybsze modele na świecie, ich przyspieszenie powyżej 70-80 mil jest rozczarowujące i śmiesznie się patrzy na przechwałki na okładce, mówiące o pędzeniu przez miasta z prędkością 350 km/h, kiedy rzadko kiedy osiąga się 200. Oczywiście auta różnią się między sobą parametrami, choć i to twórcy popsuli, bo jeden z pojazdów wzorowany na Jaguarze XJ220 pomimo pozornie niezłych osiągów był dynamiczny niczym załadowana cegłami po sam sufit Micra z 1.0.

Mamy do dyspozycji dziesięć tras rozlokowanych w pięciu światowych metropoliach: Berlinie, Paryżu, Londynie, Tokio i Nowym Jorku, wszystkie w dwóch wariantach. Jak można się domyślić i ten aspekt dostosował się do reszty. Układ tras jest kiepski. Składają się one w dużej części z zakrętów pod ostrym kątem, łuków niewiele, a owe wiraże są zaprojektowane w taki sposób, by w razie niewyrobienia się w nich wbić się w przeszkodę, a tutaj każdy element otoczenia jest niezłomny na próby ich zniszczenia. Co więcej są one łudząco do siebie podobne i gdyby nie pewne charakterystyczne budowle takie jak Big Ben w Londynie, które i tak znajdują się w losowych miejscach, to byłyby one kompletnie nie do rozróżnienia. Areny zmagań wyglądają jak po przejściu epidemii wirusa, który zabił wszystkich mieszkańców. Pozbawione są jakikolwiek elementów animowanych, nie wspominając o ruchu drogowym. Na wszystkich z dziesięciu torów odbywają się również mistrzostwa, niezależnie od wybranego poziomu. Można za to lekko modyfikować samochody w tym trybie pod kątem przyspieszenia, prędkości i prowadzenia. Choć wygrywanie mistrzostw powinno odblokować dwa z jedenastu samochodów i barwy sponsorów, to w moim egzemplarzu te rzeczy były już na starcie.

Powiedzmy to sobie jasno, grafika nie wyglądałaby imponująco, nawet gdyby gra została wydana w 1998 roku, nie mówiąc już o 2004 r.. Modele są kanciaste, z gruba ciosane, jakość oświetlenia woła o pomstę do nieba, efektów specjalnych nawet nie uświadczymy, a rozmazane tekstury zarówno samochodów, jak i otoczenia przywodzą na myśl gry z Nintendo 64. Z dźwiękiem jest jeszcze gorzej. Każdy samochód ma dokładnie ten sam dźwięk silnika przywodzący na myśl wiertarkę, każde zderzenie, nieważne czy ma miejsce przy 20, czy 200 km/h ma ten sam gwałcący uszy dźwięk, ale najgorsza jest niewątpliwie muzyka. W menu grają dwa utwory o łącznej długości 45 sekund. W wyścigu z kolei cały czas słuchamy tego samego kilkunastosekundowego sampla, którego bezbolesne słuchanie jest możliwe jedynie przez pierwszą minutę, a możliwości wyciszenia dźwięku brak. Dlatego też za dźwięk leci najniższa możliwa ocena.

Dłużej nad tą chałturą nie ma co się rozwodzić. Prawie wszystko zostało tutaj zwalone po całej linii. Rozgrywa jest równie przyjemna co nadepnięcie bosą stopą na klocek Lego, a grafika i dźwięk są absolutnie okropne. Nie polecam absolutnie nikomu, no chyba, że czepiecie przyjemność z ogrywania ,,kaszanek''

Grywalność: 1

Grafika: 1

Audio: 0

Ogólna ocena: 0,5/10

Plusy:

  • Możliwość tuningu samochodów

Minusy:

  • Cała reszta